ULICA OGRODOWA wg.
Franciszka Maksymiliana Sobieszczańskiego
(1814-1878)
w połowie wieku XIX to ulica przemysłu i
rzemiosła, ale także ulica zabawy i tańca.
(zachowano oryginalną pisownię)
W każdym starożytnym mieście, więc i w
Warszawie, nie ma miejsca, aby o nim nie można
coś powiedzieć, choćby najbardziej było oddalone
od strony, gdzie rozpoczęła się i rozwijała
główna siedziba.
Ulica Ogrodowa, rozpoczynająca się od Solnej, a
idąca do okopów przy rogatkach Wolskich, jest
obecnie szeroka, piękna i w przyjaznym dla
zdrowia położeniu. W części zwłaszcza od ulicy
Solnej okazałymi murowanymi domami zabudowana,
przed trzydziestu laty miała same prawie liche
drewniane dworki, rozmaitej wielkości. W roku
1784 jedna tylko znajdowała się tutaj kamienica,
oznaczona numerem hipotecznym 849
(1), w której mieścił się wtedy browar
sławnego piwa Winklera, później utrzymywany
przez Lentzkiego (2), dziś
wyrabiający piwo bawarskie Hermana Junga. Inne
domy nie zasługiwały na żadne wspomnienie.
Po ostatnim pożarze w dniu 22 maja 1842 roku,
wszczętym z garbarni, kiedy spaliło się 16
posiadłości z różnymi zabudowaniami i wielkie
stąd straty pogrążyły w nędzę tutejszych
mieszkańców, przyszła im w pomoc dobroczynność
rządowa oraz prywatne składki. Niebawem zniknęły
ślady nieszczęścia, owszem odtąd ulica dźwignęła
się wspaniale, uporządkowała i przyszła do
obecnego stanu.
Do pamiątek dziejowych należy naprzód jej miano,
wskazujące wyraźnie, że musiały tu kiedyś
znajdować się same ogrody.
Jakoż w najdawniejszych archiwalnych aktach
miejsce wspomniane jest pod nazwiskiem Ogrodniki
lubi Na Ogrodnikach. Tu, równie jak na Lesznie,
w pierwszej połowie XVII wieku mieszkali
wyłącznie ewangelicy, gdyż gdzie indziej osiadać
im nie pozwolono. Mianowicie garbarze i
białoskórnicy mieli swoje zakłady, a będąc
różnowiercami nie należeli do cechów
warszawskich, lecz zostawali pod władzą starosty
warszawskiego, do którego w znacznej części
należały jeszcze tutejsze grunta, a w części do
magistratu Starej Warszawy.
Ślady owych pierwotnych osadników pozostały we własnościach
będących dotąd w posiadaniu najznakomitszych i
najstarszych w tym rodzaju przemysłowców. Taką
jest na przykład posesja pod nr 13 [hip. 877/8],
stojąca na najwyższym punkcie Warszawy,
wyniesionym 130 stóp nad zero wodoskazu na
Wiśle. Należy ona do spółki braci Temlerów i
Szwedego, których najznaczniejszy teraz w kraju
zakład garbarski wyprawy różnych skór tu mieścił
się w początku. Założony jeszcze w roku 1787
przez Fryderyka Temlera i oddany synom w roku
1848; ci doprowadziwszy fabrykę do
najświetniejszego stanu przenieśli ją do dwóch
zbudowanych w latach 1859 i 1861 nowych na
wielki rozmiar zakładów, przy ulicach Dzikiej i
Wolność, tu zaś zostawili kantor. Niemniej
zasługuje na wzmiankę posiadłość pod nr 34 [hip.
837], mieszcząca fabrykę safianów i skór
lakierowanych Liedkiego, istniejąca od roku
1839. Podobnych zakładów było na tej ulicy
nierównie więcej, ale po roku 1842, wskutek
doznanych strat z pożaru, upadły.
Tu także do muru będącego naprzeciwko ulicy Białej przytykają
godne widzenia zakłady warsztatów obozowych
Warszawskiego Okręgu Wojennego, znajdujące się w
posesji rządowej przy ulicy Leszno pod nr 55
[hip. 706]. W wychodzących na ulicę Ogrodową
zabudowaniach są oddzielne, stosownie do
najnowszych sposobów, urządzenia do wydobywania
za pomocą pary wszystkich soków i wilgoci z
drzewa, suszarnie, stolarnie, obszerne kuźnie
kowalskie i ślusarskie, zalecające się wieloma
osobliwościami, a zwłaszcza nieporównaną
czystością i zdrowym powietrzem. Dalej stoją
tokarnie, malarnie, składy itd., w których
wyrabiane są w całości, podług najświeższych
wzorów, wszelkiego rodzaju wytworne i praktyczne
ambulanse, przeznaczone do pierwszego
opatrywania rannych na polu bitwy i w ogóle do
użytku lazaretów wojskowych. Warsztaty te
wzorowo urządzone i utrzymywane, zajmujące
przeszło sto kilkadziesiąt robotników, założone
zostały w roku 1870. (3)
Do miejscowych pamiątek Ogrodowej ulicy przywiązana jest
szczególność, którą czytający niech nie uważają
za prosty wymysł, a wątpiący niech się pytają
ludzi od dawna w tej części miasta
zamieszkałych. Oto był jakiś pociąg do tego
miejsca od dawnych czasów, iż tutaj
przemieszkiwali zawsze najgłośniejsi szarlatani,
mianowicie zaś osoby oddające się skrycie sztuce
leczenia. Tu za panowania Stanisława Augusta
słynął niejaki Chrystian Szebs, który przez
tajemne, jemu tylko znane specyfiki leczył róże
i kołtuny, z dosyć pomyślnym skutkiem. Chorzy
zjeżdżali się do niego nawet z oddalonych stron,
płacili szczodrze i napełniali kieszenie
przemyślnego cudzoziemca, korzystającego z
utrwalonego sztucznie zaufania. Tu
przemieszkiwał zmyślony doktor za czasów
pruskich, zwany Antosiem. Był to prosty parobek,
służący przedtem w aptece Wasilewskiego na
Podwalu, który zamiatając codziennie aptekę
zbierał rzucane i nie przechowywane wtedy
recepty. Po oddaleniu się od obowiązku,
uzbierawszy znaczny ich zapas, ogłosił się
pomiędzy łatwowiernym ludem za doktora.
Proszącym jego rady dawał recepty z worka losem
wyciągnięte, zachowując przy tym pewne korowody
na sposób loteryjnej gry. Szczęście sprzyjało mu
dość długo i do tego stopnia, że nawet osoby z
wyższym ukształceniem nie wstydziły się jego
progi nawiedzać i szukały w tajemniczym worku
ratunku na swoje dolegliwości. Ale wszystko na
tym świecie jest zmienne; upadła więc i jego
renoma razem z dochodami. Kiedy raz recepta
przepisana dla konia dostała się osłabionemu
elegantowi, policja ówczasowa sprzątnęła zaraz
improwizowanego medyka i po procesie wytoczonym
musiał ponieść zasłużoną karę.
Na tejże ulicy głośny był za naszej pamięci czeladnik
kowalski, który udzielał rodzicom nawleczone
łodygi z wysuszonych ziół na sposób paciorków i
zalecał dzieciom nosić je jako środek przeciwko
konwulsjom, wyrzynaniu i bólowi zębów, katarom,
fluksji itp. Lekarstwo to, najmniej szkodliwe,
dopóty było noszone, póki samo nie spadło. I w
tym lekarzu równie wielkie zaufanie pokładano,
tak iż kowalczyk nazbierawszy sporo grosza kupił
znaczną posiadłość i zaniechał swojej praktyki.
Współcześnie kowalowi mieszkała na Ogrodowej
ulicy Niemka, zmarła w roku 1840, która robiła
plastry i maście rozmaite i nimi leczyła róże,
wszelkie słabości nóg itd. Trudniła się ona
dosyć szczęśliwie swoim handlem i zawsze
zręcznie umiała unikać oka bacznej policji
i wywinąć się od poszukiwań aptekarzy i służby
zdrowia. Środki przez nią używane były łagodne,
a niekiedy nawet skuteczne. Były to po większej
części soki roślinne, farbujące rozmaite
tłuszcze.
Sławna Żydówka lecząca modne słabości przez dekokta
podobnież Ogrodową ulicę obrała sobie za
siedlisko praktyki w niedawnych czasach. Słowem,
wiele byśmy jeszcze osób przytoczyć mogli, które
tutaj sztukę Hipokratesa bez pozwolenia
wykonywały. Zarozumiałość albowiem tych
mniemanych lekarzy podnieca nasza zwykła
łatwowierność i dlatego zawsze trafiali się
ludzie wyzyskujący tę wadę od niepamiętnych
czasów, a może i w następnych korzystać z niej
będą, jeżeli się z tego nie poprawimy.
Pod względem kroniki szczegółowych posiadłości, gdy niemal
wszystkie są nowe albo w poprzednim lichym
stanie, nie mogą więc odznaczać się
historycznymi wspomnieniami.
Wymienić, wszakże wypada posesją pod nr 2 [hip. 821], w
której od lat kilkudziesięciu mieści się
umyślnie wystawiona i dotąd dobrze utrzymywana
tak zwana Srebrna Sala, czyli Pod Trzema
Murzynami. Jest to główne miejsce zabawy, tak
zimą jako i latem, niższej duchem i uboższej
kieszenią klasy rzemieślniczej naszego grodu.
Wprawdzie było jeszcze kilka innych podobnego
rodzaju zakładów, np. Scheffera na ulicy Solnej,
Fiedlera na Krochmalnej, Steinboka na Gołębiej,
ale żaden z nich nie zalecał się taką
obszernością miejsca ani taką długą wziętością
jak sala Pod Trzema Murzynami. Otwarta w roku
1826 pod zarządem początkowo przez samego
ówczesnego właściciela Józefa Plendel, następnie
od roku 1835 przeszła w ręce nowego
przedsiębiercy Weidnera, który przez lat
kilkadziesiąt doznawał niezmiernego u swej
publiczności powodzenia, co przeszło i do
obecnego jej właściciela Karola Grzegołkowskiego.
Zabawy odbywają się tutaj, prócz Adwentu i Wielkiego
Postu, w każde święta przez rok cały regularnie.
Lecz najświetniejszymi dniami dla sali są
ostatnie dnie karnawału, począwszy od samej
niedzieli, aż do północy we wtorek. Wtedy jest
tu nadzwyczaj ludno i gwarno, a nawet tłok.
Niekiedy przebierają się w maski i różne
komiczne stroje. Stąd przed laty wiele pań i
młodzieży z wyższego stanu przez ciekawość mieli
zwyczaj odwiedzać tutejszą ochotę i zawsze
ubawili się i uśmiali wyśmienicie. Przy wejściu
do sali kupuje się za półzłotka bilet, a
następnie za okazaniem takowego można dostać
wszystkiego, byleby tylko wartość żądanego
przedmiotu nie przechodziła wartości biletu.
Tany zwykle rozpoczynają się dość wcześnie i
trwają do północy, ale najliczniejsze i
najwięcej ożywione są między 8 a 9 godziną.
Wówczas nierzadko występuje siedmdziesiąt par,
jedna za drugą, wirujących w polce, oberku lub
walcu, mając w środku tak zwanego wujaszka, to
jest zbieracza zapłaty od tancerzy, wynoszącej
piątkę za każdy taniec. W dnie wzbronione dla
tańca zgromadzeni goście bawią się w różne gry
towarzyskie, jak w cenzurowanego, w gotowalnią
itp.
W roku 1840 tu po raz pierwszy w Warszawie odbywały się
przedstawienia teatralne w języku
żydowsko-niemieckim, na których grywano różne
sztuki treści biblijnej, bardzo licznie od
publiczności uczęszczane. Wielu bowiem znalazło
się ciekawych poznania zdolności dramatycznych w
Izraelitach krajowych.
Druga sala do tańca, zwana Pod Trzema Koronami,
znajdowała się przy końcu tejże ulicy w posesji
pod nr 50 [hip. 846/7] i założona była przez
tego samego właściciela Plendela. Miała także
dość długo powodzenie i dopiero w braku
odpowiednich przedsiębiorców upadła przed trzema
laty. Potem zajmowały ją gospody czeladzi
rzemieślniczej, następnie odbywały się sesje
niektórych zgromadzeń cechowych. Na koniec,
jakby ironią losu, miejsce pustoty i zabawy
zamienione zostało na przytułek dla wychodzących
ze szpitali. Otwarty w dniu 8 października 1870
roku pod przewodnictwem prezydenta miasta
generała Witkowskiego oraz Władysława
Wołowskiego, Karola Schlenkiera i Aleksandra
Makowieckiego, którzy skuteczną pracą i
staraniem dopomogli do wprowadzenia w czyn
szlachetnie obmyślonego zakładu, przytułek
obejmuje dwie sale, oddzielną dla mężczyzn,
oddzielną dla kobiet; pierwszą na 15, drugą na
14 osób. (4) Oprócz tego jest
pokój wstępny, kancelaria i kuchnia. Spodziewać
się należy, iż pomyślnie rozpoczęta instytucja
dobroczynna rozwijać się i dalej nie przestanie.
1 Wg taryfy z r. 1784 przy
ul. Ogrodowej znajdował się budynek murowany
Winklera, o którym pisze
Sobieszczański, i 62 dworki drewniane.
2 Mowa tu przypuszczalnie
o browarze Aleksandra Łęckiego.
3 Obecnie na miejscu tym
znajduje się gmach Sądów.
4. W biografii rodziny
Szlenkierów znajdujemy informację o Mari z
Grosserów Szlenkierowej (żona Karola Szlenkiera
znanego warszawskiego przedsiębiorcy końca XIX
w.), która ufundowała w 1901 r. ochronkę przy
ul. Ogrodowej 69. |